Dobrze odżywieni i ubrani ludzie, wyszli na ulice zaprotestować przeciw biedzie.
Przyjechali dobrymi samochodami i luksusowymi autokarami po szerokich autostradach, by wykrzyczeć swe ubóstwo.
Niesione sztandary Unii Europejskiej bardzo nie bolały.
Narodowe – tak, bo przypomniały gdy w czasie służby w tzw. „Ludowym Wojsku Polskim”, ówcześni zdrajcy Narodu kazali mi za tym sztandarem maszerować i przysięgać wierność obcemu imperium.
Przeciskałem się między nimi jadąc na Mszę Świętą o 12:00 a potem wracając o 15:00.
Rozbawione twarze obrazowały nadzieję, że jeśli nadchodzące wybory wygra ich ugrupowanie polityczne, nie tylko będzie można bez konsekwencji zabijać bezbronnych, ale zostanie to uznane za „prawo człowieka”.
A bezmyślne służenie obcemu interesowi narodowemu, urośnie do rangi cnoty.
Dzisiejsza (wg tradycyjnego kalendarza liturgicznego) Ewangelia mówiła o człowieku, który z powodu kalectwa nie był w stanie samodzielnie przyjść do Jezusa.
Miał jednak przyjaciół, którzy go do Niego zanieśli, prosząc o niewiele, bo o uzdrowienie ciała.
„Odpuszczają się twoje grzechy” – rzekł Nauczyciel, ciało uzdrawiając niejako przy okazji i dla potwierdzenia swej władzy.
W ścisku panującym w metrze była dość dobra okazja do różańca w intencji tych, którzy sami już przyjść nie mogą.
Smutny widok przedstawiała sobą moja rodzinna dzielnica bo z młodości pamiętam takie marsze, choć jako uczniom zawsze udawało mam się jakoś wywinąć, i przeszedłem tylko raz, gdy uzależniono od tego dopuszczenie do matury.
Jednak gdyby ten problem był nowy, to wieki temu nie pisałby wieszcz, że nasz naród jest jak lawa, polecając plwać na skorupę.
Bo mimo tego iż nowym nie jest, przecież przetrwaliśmy.
Nawet jeśli zgodnie z nazwą, ludzi takich zebrałby się nawet milion, to nasza Ojczyzna liczy milionów blisko czterdzieści.
Komu na usta ciśnie się „PIS-owski propagandzista” wyjaśniam, że w tegorocznych wyborach brać udziału nie planuję.
Z powodów, które szerzej omówiłem tu: