Jest takie powiedzenie, że nadzieja umiera ostatnia.
Trudno jednoznacznie ocenić czy autor tej myśli chciał ją zdezawuować uważając że jest matką głupich, czy przeciwnie – afirmować jako cnotę teologalną.
Urodziwszy się niecały rok po zamordowaniu ostatniego z Żołnierzy Wyklętych dobrze pamiętam gorycz życia w niewoli.
Dzieci dane mi było wychować już po wyjściu z Polski Armii Czerwonej i wyprowadzeniu sztandaru zdradzieckiej organizacji zrzuconej na spadochronach do Lublina.
Ale wojna wypowiedziana Narodowi przez gen. Jaruzelskiego, choć przyniosła śmiertelne żniwo, paradoksalnie przyczyniła się do umocnienia dążeń niepodległościowych i uszlachetnienia wielu wartościowych jednostek.
Jednak była to ostatnia z wojen „konwencjonalnych”, rozumiana i znana przez społeczeństwo wychowane na „Czterech pancernych”; w tym i przeze mnie.
W sporze pomiędzy myślą Lenina a Gramsci-ego marksiści przyznali rację temu drugiemu.
Daleko owocniej niż ludzi uciskać jest przekonać ich, iż tym czego pragną jest życie w niewoli dumnie przy tym podkreślając swoje prawo do bycia niewolnikiem.
I w tym właśnie wytoczona cywilizacji wojna jest daleko bardziej niebezpieczna, ponieważ ta nie przyczyni się do uszlachetnienia Człowieka lecz do jego upodlenia.
Znakomicie obrazują to zachowania obywateli denuncjujących osoby które nie podporządkowują się nakazom wydawanym w związku z projektem covid.
Jest bowiem jedna rzecz której niewolnik nigdy nie wybaczy człowiekowi wolnemu – jego wolności.
Tę cywilizacyjną przepaść łatwo też dostrzec w przestrzeni mediów społecznościowych.
Zaglądając na jakiekolwiek forum dotyczące problematyki szczepień lub masek wszędzie obserwuje się znamienne zjawisko.
Przeciwnicy na poparcie swych wątpliwości przytaczają obiektywne fakty które miały i mają miejsce w rzeczywistości.
Ale nie obserwuje się u nich tendencji do narzucania innym swojej woli; sami czując się wolni szanują wolność innych przyznając im prawo do decyzji.
Zaś zwolennicy na poparcie swej pewności przytaczają rozmaite „publikacje”, „badania” etc. wykazując podziwu godną wiarę w ich prawdziwość, mimo że te są dla nich niesprawdzalne.
Za to obserwuje się u nich intensywną potrzebę zmuszenia innych do postępowania wg swoich własnych przekonań, popieraną zwykle argumentem przymusu administracyjnego.
Nie znam bólu rodzin które straciły bliskich w kopalni Wujek, więc nie odważę się porównywać wagi tamtych ofiar do dzisiejszych opisanych wyżej.
Tym bardziej, że obecna wojna swego zasadniczego żniwa zbierać jeszcze nie zaczęła, gdyż nie zapewniono póki co warunków gwarantujących sprawne, jak to „wdzięczne” ujął minister zdrowia, „wyszczepienie” społeczeństw.
Ze wszystkich sił próbuję znaleźć usprawiedliwienie dla rządu, wiedząc jaką dźwiga odpowiedzialność i jak trudnym stało się zadanie zachowania resztek niepodległości.
I choć z każdym dniem wojna coraz bardziej przypomina tę z 13 grudnia – nawet nie chcę myśleć o synu Kornela Morawieckiego czy bratu Lecha Kaczyńskiego w podobnych kategoriach jak o Donaldzie Tusku.
No bo nadzieja umiera ostatnia…