Jak świat światem, wszystkim pokoleniom i społeczeństwom towarzyszyła obecność szaleńców, częściej mniej niż bardziej groźnych.
Przekonany iż jest Napoleonem pensjonariusz zakładu w Tworkach Pan Zenon, spotyka się z uzasadnionym spokojem personelu medycznego, który bez oporów zwraca się do niego „Wasza cesarska Mość” jeśli jest to jedyny sposób skłonienia go do porannej toalety czy spożycia kolacji.
Mniej bezpieczną jest sytuacja gdy szaleńcem jest najbogatszy człowiek świata, któremu majątek pozwala kupić każdą ustawę w każdym parlamencie każdego państwa.
Pal sześć obłudne kreowanie się na filantropa – ludzi podłych i wrednie zakłamanych nie brakowało i brakować nie będzie.
Gorzej, gdy ta „filantropia” polega na finansowaniu walki z życiem ludzkim, poprzez sponsorowanie antykoncepcji, aborcji i eutanazji oraz otwartym mówieniu o potrzebie depopulacji ludzkości i szczególnej roli szczepień jako priorytetu w pracach ustawodawczych państw całego świata.
Tego rodzaju szaleństwo wymyka się klasyfikacji psychiatrycznej (choćby z uwagi na wysoki IQ pacjenta), bliższym będąc raczej opętaniu, jeśli człowiek na poważnie uważa się za uprawnionego do tego rodzaju czynów a może nawet do ich podjęcia „namaszczonego”.
Myliłby się jednak kto by sądził, że biblijnym antychrystem będzie jakaś jedna konkretna osoba. Byli nim Hitler, Stalin niedawno Husajn nawet; w kolejce na pewno czeka już jakiś Putin (lub może tym razem ktoś z Iranu).
Nie tylko Apokalipsy ale żadnej księgi Pisma Świętego nie można czytać bez przygotowania, w przeciwnym wypadku na wzór Świadków Jehowy będziemy musieli co kilkadziesiąt lat odwoływać koniec świata.
Co zatem mogłoby skłaniać do zastanowienia czy przypadkiem faktycznie nie zbliżamy się jakoś do „czasów ostatecznych” ?
Czy też do przypuszczeń że może wcale się do nich nie zbliżamy, skoro podobne wrażenie towarzyszyło wszystkim pokoleniom nas poprzedzającym ?
Lub co tak naprawdę powinno budzić nasz uzasadniony niepokój ?
Ilość ofiar (II wojna światowa kosztowała ludzkość 60 000 000) czy raczej metodologia ich zabijania w czasach i w miejscach gdzie „oficjalnie” wojny nie ma ?
W latach 1996–2016 przebito za 11 mld euro pod Alpami tzw. Tunel bazowy Świętego Gotarda, której to inwestycji cel nie dla wszystkich ekonomistów był podobno oczywisty.
Prace realizowane były przez zatwierdzone podmioty gospodarcze, pewnie większość firm już nie istnieje czyniąc dostęp do dokumentacji powykonawczej mocno utrudnionym.
Wywieziona ilość wydrążonego urobku przewyższała wynikającą z obliczeń w skali mogącej budzić przypuszczenia, że tunel jest czymś w rodzaju przedpokoju do jakiejś większej konstrukcji.
To powinno cieszyć, że w przypadku globalnego kataklizmu będziemy mieli jako gatunek ludzki szansę przetrwać i się odrodzić.
I cieszyłoby, gdyby nie swoisty sposób „uczczenia” zakończenia budowy, w którym uczestniczyli przedstawiciele najwyższych władz państwowych krajów Europy Zachodniej, czyli ludzie mający decydujący wpływ na historię świata jaka się potoczy. Naszego świata.
Cudzysłów przestanie dziwić każdego kto obejrzy „spektakl” lub zdjęcia (jest tego w internecie dostępne sporo) z wydarzenia które powinno budzić pokój, radość, nadzieję i dumę z możliwości Człowieka.
Zamiast tego, w każdej zdrowej duchowo i moralnie osobie budzi lęk podobny towarzyszącemu oglądaniu horrorów nakręconych przez reżyserów będących psychopatami.
Nie każdy zaraz musi być chrześcijaninem, zdrowia i szczęścia ateistom, ale satanizm i jawne groźby „rozwiązań ostatecznych” kierowane pod adresem Kościoła muszą niepokoić. Ateistów nawiasem mówiąc też powinny niepokoić.
„Władcy” świata rzadko w historii bywali osobami reprezentującymi akceptowalny poziom moralny, więcej było Henryków VIII-ych niż Ludwików IX-tych.
Wydaje się jednak, jakby w ostatnim stuleciu większość z tych „władców” dobrze się rozumiała i zgodnie współpracowała w bezpardonowej walce przeciw życiu i to na poziomie globalnym (vide Grupa Bilderberg ze swoimi osobliwymi „zwyczajami”).
Odkładając brednie o jaszczurkach tam gdzie ich miejsce i z dystansem podchodząc do roli Illuminatów w historii, nie można jednak zamykać oczu na wiele wydarzeń ochoczo okrzykiwanych przez papierowe i elektroniczne brukowce ze stajni Axel Springer teoriami spiskowymi, mimo że dotąd żaden spisek nigdy nie był teorią.
Choć Ministerstwo Edukacji pod wodzą słynnej pani Środy, przez tyle lat wkładało wielki wysiłek w wyhodowanie pokolenia osobników pozbawionych umiejętności elementarnej autorefleksji, kojarzenia prostych związków przyczynowo-skutkowych i samodzielnego myślenia, to NAS nic z tych obowiązków nie zwalnia.
W szczególności z tego, czy otaczającemu nas światu zadajemy pytania a jeśli zadajemy, to czy właściwe ?
Czy fakt że Orwell tak precyzyjnie opisał rzeczywistość w której dziś żyjemy, budzi pytanie o gwarancję że za 100 lat ludzie nie będą podobnie myśleć o autorach filmu Matrix ?
Czy zastanowi mnie fakt, że wirus rozprzestrzenił się z laboratorium będącego własnością koncernu, którego głównym udziałowcem jest szaleniec głoszący potrzebę depopulacji ludzkości ?
Czy ufam „autorytetom” z wielokrotnie skompromitowanego WHO, iż nie potrafią wytłumaczyć dlaczego wybiera tych którzy za dużo przeżyli by stać się ofiarami demagogów a omija tych nad którymi jest jeszcze czas „popracować” ?
Czy jeśli jutro media ogłoszą, że dzięki pracom sfinansowanym przez pierwszego filantropa mamy szczepionkę chroniącą przed koronawirusem, pobiegnę ustawić się w kolejce mimo że żadne badanie nie wykazało u mnie choroby ?
Zaniepokoi mnie czy po takim szczepieniu na pewno będę jeszcze tą samą Osobą a moje decyzje będą nadal moje ?
Wystarczy. NIE jest celem tej refleksji udzielanie na takie pytania autorytatywnych odpowiedzi, bo żadnej nie jestem do końca pewien choć podejrzeń mam wiele.
Ufam jedynie, że pomoże komuś choć trochę wyzbyć się lęków irracjonalnych i prowadzących do absurdalnych zachowań a jeśli czegoś się już lękać to zagrożeń realnych.
Np. ja od zawsze boję się wojny. Nasza Ojczyzna doświadczyła jej 80 lat temu.
„Królowie ziemi powstają i władcy spiskują wraz z nimi przeciw Panu i przeciw Jego Pomazańcowi” (Ps 2, 2); napisał psalmista…
…2600 lat temu.
Jak moje lęki świadczą o „szerokości spojrzenia”, „wyobraźni czasowej” a jeszcze bardziej o mojej wierze !, to chętniej bym zostawił osobistemu rachunkowi sumienia, traktując bardziej jako wezwanie do pogłębienia pracy nad sobą niż materiał do niezdrowego ekshibicjonizmu.
Co uzasadnia myślenie, że żyjący w poprzedzających mnie pokoleniach mieli mniej powodów do przekonania o szczególności swoich czasów i obaw że mogą być one ostateczne ?
Dla każdego z nich „koniec świata” (cudzysłów ważny) już nastąpił, w chwili jego śmierci. Grozi mi coś więcej niż każdemu z nich ?
I tak i nie, zależy z którymi się spotkam a z którymi się NIE spotkam 🙂
Ci którzy się wreszcie zorientowali, że mają do czynienia z ciemną katloską indoktrynacją, mogą poczytać coś innego (w internecie nie brakuje).
Innym, którym ona nie przeszkadza nie trzeba pewnie wyjaśniać, skąd takie refleksje właśnie na Wielkanoc. Wszak obchodzimy te święta na pamiątkę największego w historii świata ZWYCIĘSTWA i to nad poważniejszymi problemami niż epidemie czy kryzysy gospodarcze, bo grzech i śmierć będąca za niego zapłatą to naprawdę trafniejszy powód do lęku niż podanie sąsiadowi ręki na przywitanie.
W przepastnych zasobach internetu znalazłem kiedyś (nie do końca oczywiście poważne) ale ciekawe życzenia:
„Życzę Ci szczęścia, bo zdrowie i pieniądze mieli i ci na Titanicu”.
Pomiędzy chrześcijanami a nie-chrześcijanami istnieje dość spora różnica w rozumieniu pojęcia szczęścia.
Tym pierwszym cytowane życzenia niniejszym składam (tu oczywiście poważnie, wiedząc że się rozumiemy), tym drugim przypomnieć może warto że na kadłubie wspomnianej dumy tych powstających i spiskujących, wymalowano podobno napis w stylu „Nawet Bóg nie zatopi tego statku”.